czwartek, 31 grudnia 2015

Zima na Polesiu

Julian Fałat - krajobraz zimowy z Polesia
"Zima wyzwala mieszkańców Polesia z przepotężnej władzy trzęsawisk, topieli wodnej i nieustannej, mozolnej pracy. Jak okiem sięgnąć, rozpiera się tam na cztery, pięć miesięcy biała równina-jedna wielka, bezkresna i bezpieczna droga. Poleskie sanie na jesionowych płozach przetną niebawem zimowy szlak."

 „Polesie” Antoni Ferdynand Ossendowski


Czesław Wasilewski - Zygmuntowicz- sanna

czwartek, 17 grudnia 2015

Śladami Mickiewicza - Białoruś (Zaosie, Nowogródek, Świteź, Bolcienniki, Bieniakonie)


Zapraszam na film, wraz z komentarzem, który znalazłam dla Was w sieci:

"Naszą wędrówkę śladami A. Mickiewicza rozpoczynamy przyjazdem do Zaosia, gdzie mieści się zaścianek Mickiewiczów. Następnie jesteśmy w Nowogródku, gdzie Mickiewicz mieszkał. Idąc w kierunku wzgórza zamkowego oglądamy pomnik Mickiewicza oraz kopiec usypany ku jego czci. U podnóża wzgórza zamkowego znajduje się kościół parafialny, gdzie Mickiewicz był chrzczony. W pobliżu jest Muzeum Adama Mickiewicza. Tu była siedziba rodziny Mickiewiczów i w tym miejscu spędził poeta młodość. W dalszej kolejności odwiedzamy jezioro Świteź i Bolcienniki. Tu jest dwór Puttkamerów, gdzie mieszkała Maryla Wereszczakówna. W pobliżu jest "gaik Maryli" (obecnie rezerwat przyrody) z głazem, przy którym spotykała się z Mickiewiczem. Na koniec jedziemy zobaczyć kościół w Bieniakonie, przy którym znajduje się grób Maryli. Dalsze miejsca związane z Mickiewiczem będziemy zwiedzać już na Litwie (Wilno i Kowno) oraz na Ukrainie (Krym, Odessa, Akerman)." [autor: Sydon777]

Polecam materiały użytkownika  Sydon777 na portalu YouTube.

czwartek, 3 grudnia 2015

czwartek, 26 listopada 2015

Mieszkańcy Polesia

J. Fałat - oszczepnicy

"Drugim obok przyrody magnesem przyciągającym na Polesie etnografów, etnologów i badaczy kultury byli jego mieszkańcy, Poleszucy. Mówiący o sobie „tutejsi”, wyznający przede wszystkim prawosławie, posługujący się mieszanym dialektem języków ukraińskiego, białoruskiego i polskiego, zazwyczaj niepiśmienni.

W szeroko rozpowszechnionej opinii Polesie uchodziło za swoisty skansen pierwotnej Słowiańszczyzny. (…) Na ogromnej połaci bagien i resztek puszczy przetrwał na tym skrawku prasłowiańskiej ziemi odrębny typ człowiek- Poleszuk.

Jest on wzrostu średniego, niekrzepkiej postawy, o włosach płowych lub jasnych, o oczach siwobłękitnych lub zielonkawych jak pióra drobnych ptasząt lub chwoszczyków-skrzypów moczarowych. (…) Poleszuk stał się nieufny i uparcie bierny, a gdy to nie pomaga- mściwy i zawzięty."

„Polesie” Antoni Ferdynand Ossendowski

Cz. Wasilewski - cietrzewie

czwartek, 12 listopada 2015

Jarmark wodny Pińsk - 1936


Ciekawy film z Kresów. Jarmark wodny w Pińsku w roku 1936. Kupicie coś od Polaka, Białorusina lub Żyda?
Na filmie nie widać portu osławionej Flotylli Pińskiej. Niemniej w 01:16 widzimy Katedrę i Seminarium Duchowne w Pińsku.[źródło]
See prewar Polish documentary movie from so-called Water Merket in the regional capital town of Pińsk

 "W polskiej pamięci, Polesie - we wschodnim regionie Polski przed 1939, znajduje się na Wołyniu, a leżąc na styku czterech kultur: polskiej, litewskiej, białoruskiej i ukraińskiej - pozostanie straconym na zawsze, tajemniczym krajem bagien, mokradeł, dzikich lasów i spokojnych ludzi, którzy prowadzili proste życie rybaków, w pobliżu źródeł rzeki Prypeć (białoruskie: "Prypyat "- dopływem rzeki Dniepr, z którą łączy się 80 km powyżej, w Kijowie). Prypeć była żeglowna na większości swojej długości, a kanały zbudowany w XIX / XX w. przez polskich inżynierów wodnych (np Kanał Ogińskiego) połączone z Bugiem, Wisłą i Niemnem tworzyły unikalny system rzecznej komunikacji śródlądowej, między portami Bałtyku i Morza Czarnego. Dlatego też, w czasie II wojny światowej ten obszar, ze stolicą w Pińsku, miał szczególne znaczenie strategiczne.We wrześniu 1939 roku, jak tylko wojska radzieckie wkroczyły do ​​Polski, dobrze rozwiniętą przedwojenną flotę z Portu Pińsk i wszystkich profesjonalnych śródlądowych żeglarzy unicestwiono. Wszyscy mieszkańcy Polesia, którzy zadeklarowali polskość, zostali rozstrzelani przez NKWD, wywiezieni do Archipelagu Gułag w ZSRR lub, jeśli cudem ktoś by przetrwał to wszystko, został zamordowany przez nacjonalistyczną ukraińską armię, która w tej dziedzinie, między 1939- 45 rokiem, robiła czystki etniczne.  W rezultacie Polesie (obecnie na Białorusi i północnej Ukrainie) jest raczej zaniedbane, w dużej części powierzchni zmeliorowane. Pińsk - przeładowany pseudo-nowoczesną sowiecką architekturą utracił całkowicie żywy charakter prowincjonalnego polskiego miasta pełnego rybaków lub żydowskiego życia handlowego i wspaniałej architektury barokowej. Czar bogatej kultury wielonarodowej, jednego z najbardziej niezwykłych i fascynujących regionów Europy przed 1939 zniknął, podczas gdy w niektórych miejscach nadal istnieje "świat bagien ", chętnie odwiedzany przez koneserów ciszy i samotności, przybywających z Zachodu Europy."[przekład mój z pomocą gogle'a]


In Polish memory, Polesie - the eastern region of Poland before 1939, located in Volhynia and being a meeting point of four cultures: Polish, Lithuanian, Belorussian and Ukrainian - will remain a lost-forever mysterious country of swamps, marshes, wild forrests and silent people, who led their fishermen's lives in simple wooden villages or in flat bottom swamp boats, in the area near the sources of river Prypeć (in Byelorussian: Prypyat' - a tributary of the River Dnieper, which it joins 80 km above Kiev).

Prypeć was navigable for most of its length, and canals built in the XIX/XXth c. by Polish water engineers (e.g. Ogiński canal) linked it to the Bug, Vistula, and Niemen (Nemunas) rivers, creating a unique inland river-communication system between Baltic ports and the Black Sea. Therefore, during the Second World War that area and its capital in Pińsk, had special strategic importance.

In September 1939, as soon as Soviet Army invaded Poland, a well-developed pre-war Polish River Fleet with its River Port of Pińsk and all the professional inland-sailors crew, was annihilated. All inhabitants of Polesie, who declared themselves being Polish, were executed by NKVD, deported into the Archipelago Gulag in USSR or, if by miracle someone happened to survive all this, murdered by the Ukrainian Nationalist Army, who in this area, between 1939-45, carried on its ethnic cleansing actions against Poles.
As result, Polesie (now in Belarus and northern Ukraine) is a rather neglected, in large part meliorated area. Pinsk - overloaded with pseudo-modern Soviet architecture has completely lost its lively character of the provincial Polish town full of fishermen's or Jewish commercial life and wonderful baroque architecture, dominating its panorama. The spell of a rich multi-national culture of one of the most unique and fascinating regions of Europe before 1939 has vanished, while in some pockets still exists the marshes' wildlife, willingly visited by the conoisseurs of silence and loneliness from the West of Europe.

niedziela, 1 listopada 2015

Polesia czar - piosenka

Zapraszam do posłuchania piosenki Polesia czar (The Spell Of Polesie) (Muz. i sł. Jerzy Artur Kostecki), Tango from the year 1927, performed by an uncredited Polish Choir from the USA, in 1950.


Tekst piosenki:

Pośród łąk lasów i wód toni
W ciągłej pustej życia pogoni
Żyje posępny lud
Brzęczą much roje nad bagnami
Skrzypi jadący wóz czasami
Poprzez grząską rzekę wbród

Czasem ozwie się gdzieś łosia ryk
Albo gdzieś w głębi dziki głuszca krzyk

Potem znów cisza niczym niezmącona
Dusza śni pustką rozmarzona
Piękny o Polesiu sen

Polesia czar, to dzikie knieje, moczary
Polesia czar, to dziwny wichru jęk
Gdy w mroczną noc z bagien wstają opary
Serce me drży, dziwny ogarnia lęk
Słyszę jak w głębi wód jakaś skarga się miota
Serca prostota wierzy w Polesia czar

Tam, gdzie sędziwe szumią lasy
Kiedyś ujrzałam pełen krasy
Cudny Polesia kwiat
Słonko jaśniejsze mi się zdało
Wszystko w krąg nas się radowało
Śmiał się do nas cały świat

Próżno mi o Tobie dzisiaj śnić
Próżno w żalu i tęsknocie żyć
Nie wrócą chwile
Szczęścia niewysłowione drzemią
Wspomnienia pogrążone
W grotach poleskich kniej

Polesia czar...
[źródło]

Here translation of the part of lyrics:

Between meadows, deep forests and marshes
Gloomy folk are living
A bevy of bees is buzzing above the swamps
Wagon is creaking through a slushy river.

Sometimes the scream of elk is heard somewhere,
Or the wild scram of wood grouse in the bush
And then silence again, silence like a still soul
Reflecting the beautiful dream of Polesye.

The spell of Polesye in wild bushes and marshes,
The spell of Polesye in the dismal howl of gale
When in the gloomy night, mists are rising from swamps,
My heart is trembling, a strange fear is grasping me,
And I'm hearing wailing in deep waters,
The simple heart believes in the miracle of Polesye.

[źródło]
­-----------------------------
"Po roku 1945, w czasie reżimu komunistycznego w Polsce, to tango z pięknym poetyckim tekstem, oddawało nostalgiczne piękno przedwojennego terytorium Polski, który został zniszczony przez wojska sowieckiej Rosji. Skopiowałem to nagranie na taśmę z koncertu radiowego. Zarejestrowałem to pod koniec 1980 roku - tuż przed upadkiem komunizmu, gdy cenzura była coraz słabsza. Ale nazwa tego wspaniałego chóru pozostaje dla mnie tajemnicą. Pamiętam, że komentator coś wspominał o polskim chórze z Chicago. I nie ulega wątpliwości, że przyjaciele nie zawiodą i, jak zwykle, pomogą nam zidentyfikować autorów tego nagrania! Przy okazji: proszę, zapomnijcie o tym, że mógłby to być Chór Dana, jak czytam w czyimś miejscu w sieci. To nie jest Chor Dana !!  Ani nie jest to nagranie jednej z przedwojennych polskich grup biesiadników! Nagranie jest oczywiście powojenne a jego doskonałe wykonanie w przedwojennym stylu  nosi lekkie ślady pastiszu i zdecydowanie pochodzi z lat późniejszych."[przełożyłam sama]

After 1945, during the comminist regime in Poland, this tango with its lovely poetical text, calling back the nostalgic beauty of prewar Polish territory, which was annexed and destroyed by Soviet Russia - could be listened to only on rare opportunities from someones old record or played on the piano, from some old music sheets. I copied this recording from a tape with the radio concert I registered in the the late 1980s - just before the collapse of communism, when radio censorship was becoming weaker. But name of this excellent choir remains a mystery for me. From the speakers comment I remember something he mentioned about a Polish choir from Chicago, or a sort. I dont doubt, YT friends will not fail and, as usually, will help us identify this recording! By the way: please, forget this could possibly be Chór Dana, as I read in someones site in the web. This is NOT Chór Dana!! , neither it is any of prewar Polish revellers groups! The recording is obviously postawar and its perfectly-styled prewar singing manner carries a light trace of a pastiche and definetely, comes from later years. [źródło]

niedziela, 26 lipca 2015

Piosenka o Kobryniu

Muchawiec, foto. Magdalena Woźniak
Wszak każda wie istota,
Że Paryż słynie z mód,
Polesie słynie z błota,
A Druskienniki z wód.

Wenecja ma gondole,
A Toruń słynie z ciast,
Zgadnijcie, które wolę
Z tych najpiękniejszych miast.

To Kobryń znad Muchawca fal,
Kobryń, w nim codzień koncert, bal,.
Kobryń, kochany Kobryń,
W nim co dzień gra
Dźwiękowców dwa.

W Bombaju żony bledną,
Gdy do nich mówi Bej,
Znam miasto tylko jedno,
Gdzie panny wodzą rej.

To Kobryń znad Muchawca fal,
Kobryń, w nim codzień koncert, bal,.
Kobryń, kochany Kobryń,
Największa z twierdz
Młodzieńczych serc.


"Białoruskie ścieżki. Gawędy kresowe", Katarzyna Węglicka, Wydawnictwo: Książka i Wiedza, 2008r. strona 316

czwartek, 16 lipca 2015

Białoruską ścieżką

"Poznać dzieje ojczyste to obowiązek każdego z nas. Bez przeszłości nie byłoby teraźniejszości, ale i przyszłości."[s.7] - napisała we wstępie pani Katarzyna Węglicka, wędrowniczka po Kresach, tropicielka polskich śladów na terenie Litwy, Białorusi i Ukrainy, gawędziarka, która zebrane opowieści umieszcza w swoich książkach. "Ziemie te w ciągu wieków dały Polsce, Europie i światu wielu wspaniałych ludzi." [s.8] - kontynuuje opowieść pani Katarzyna. "Kraj ten owiany jest legendą, czarem wspomnień i tradycji przechowywanych w domach rodaków pochodzących z tych stron."[s. 8]
Tom "Białoruskie ścieżki" prowadzi nas śladem króla Stefana Batorego do Grodna, Marca Chagalla do Witebska, bezdrożami i znanymi traktami. Zaglądamy do stolicy Polesia, do Pińska, do Wołczyna, gdzie urodził się król Stanisław Poniatowski i do Skoków, gdzie mieszkał Jan Ursyn Niemcewicz. Odwiedzamy miejsca, gdzie żyli wielcy i sławni, jak Eliza Orzeszkowa, a także ci mniej znani, ale nie mniej znaczący. Poznajemy gościnność miejscowych, którzy nigdy nie odmówili autorce poczęstunku czy noclegu. 
Książkę wzbogacają zdjęcia czarno-białe i kolorowe, mapki, cytaty z prozy i poezji powiązanych tematycznie z Kresami.

Trudno nazwać tę książkę przewodnikiem, reportażem czy pamiętnikiem. Jest wszystkim po trochu. Najbardziej pasuje mi określenie dziennik z podróży lub po prostu - gawęda kresowa. Choćby jak ta:

„Pewnego dnia wczesnym rankiem zajechaliśmy do Stolina nad Horyniem, aby zwiedzić to, co pozostało po dawnej radziwiłłowskiej ordynacji w Mankiewiczach. Nikt z nas wcześniej tutaj nie był, ale nasz kierowca Sasza doskonale wiedział, którędy dojechać. Zatrzymaliśmy się przed pozostałościami bramy parkowej. Przed niewielkim domkiem, który, jak się później dowiedzieliśmy, był dawną stróżówką, siedziało dwoje siwiuteńkich staruszków. Kiedy powoli wysiadaliśmy z autokaru, a jak wspomniałam, naszą grupę stanowili w większości ludzie starsi, związani z Kresami więzami rodzinnymi, babcia nagle poderwała się z rączością, o którą nikt z nas jej nie podejrzewał, i wrzasnęła gromko do męża:  
Grigorij, polskije pany wiernulis'!
I oboje padli na kolana, a my staliśmy osłupiali, nie mogąc wykrztusić słowa, aż w końcu, po dłuższej chwili, ktoś oprzytomniał, podbiegł do staruszków i pomógł im się podnieść. Okazało się, że byliśmy pierwszą tak liczną wycieczką , która przyjechała do Stolina, a oni myśleli, że to zawitali dawni właściciele z rodziną i znajomymi. W trakcie rozmowy dowiedzieliśmy się, ze pani Nastka była przed wojną pokojówką w pałacu i dobrze znała Radziwiłłów.”[s. 390-3091]

Zachęcam do podążania śladami Katarzyny Węglickiej po kraju, gdzie żyli nasi przodkowie, a który jest nam nieznany, cudowny i pełen tajemnic.



Katarzyna Węglicka
Rodem z Mławy, sercem kresowianka. Mieszka w Warszawie. Studiowała filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi lektoraty języków angielskiego i francuskiego. Współpracuje jako przewodnik i tłumacz z biurami podróży organizującymi wycieczki na dawne Kresy Rzeczypospolitej. Od wielu lat przemierza ziemie kresowe, dziś zapomniane i mało znane, w poszukiwaniu pamiątek przeszłości i pięknych krajobrazów, a zwłaszcza ciekawych ludzi kultywujących tradycje polskości. Urodę Kresów utrwala obiektywem aparatu fotograficznego i piórem. Zadebiutowała w 2004 r. książką pt.: "Opowieści kresowe. Litwa". W oficynie "Książka i wiedza" wydała bogato ilustrowane kolejne tomy gawęd - Kresowym szlakiem (2005) oraz Wędrówki kresowe (2006), które spotkały się z dużym zainteresowaniem czytelników. W przygotowaniu są kolejne części nowej trylogii o Kresach - poświęcone Ukrainie i Litwie. Tropienie dziejów kresowych stało się jej kolejną - oprócz nauki języków obcych - pasją, której poświęca każdą wolną chwilę. Autorka przestrzega, że pasja ta może się okazać zaraźliwa...[źródło opisu i zdjęcia]

 
Białoruskie ścieżki. Gawędy kresowe
data wydania 2008 (data przybliżona)
ISBN 8305134725
liczba stron 424

poniedziałek, 13 lipca 2015

Lato na Polesiu

Czesław Wasilewski  (znany jako Ignacy Zygmuntowicz) - Świt i kaczory

"Któż mógłby je nazwać pięknym? Niepewne jest i zmienne lato poleskie, deszczami nasiąkłe, mgłami o świcie i po zorzy wieczornej spowite. Nad krajem tym rozpościera się szara, pochmurna płachta bodaj przez połowę dni w roku; okresie letnim słońce nieczęsto przegląda się w wodach rzek i jezior. Lato jest tu dżdżyste, szczególnie w lipcu. (…)

Polesie to nasza dżungla parna, wilgotna, nieruchoma, bo nawet dmące w lecie północno-zachodnie wiatry nie rozpraszają mgieł i chmur. W umiarkowanie ciepłym i wilgotnym powietrzu wybuja niezmiernie wszelaka roślina. Po łąkach żerują gromady bocianów, a w miejscach dalekich od oka ludzkiego czujne, szare czaple wyglądają zdobyczy.

Nad trzcinami latają kaczory. Przylatują tu z jezior zaczajonych wśród olszyńców, aby sprawdzić czy wzrasta młódź po szuwarach i czy prędko sobie sama radzić zacznie."

„Polesie” Antoni Ferdynand Ossendowski

Józef  Chełmoński - królestwo ptaków

niedziela, 5 lipca 2015

Poleskie mokradła

Julian Fałat - krajobraz z łosiami
"Za Włodzimierzem Wołyńskim zaczynały się poleskie krajobrazy. Więc najpierw leśny trakt, szeroki na dziesięć metrów, piaszczysty, po którym koleiny wozów wiły się zygzakowato.

Po obu stronach coraz gęściej otaczał nas las, niezbyt wysoki, niezbyt gęsty, a spomiędzy drzew coraz częściej ukazywały się kępy ostrych traw jak bezkwietne bukiety. Potem ich liczba zwiększała się, pojawiały się mszary, małe brzózki i to już były bagna, na które nie wolno było wchodzić jeśli się dobrze miejsca nie znało, a zwłaszcza jeśli się nie miało techniki skakania po tych kępach ostrych traw, bo łapczywa ciemność mokradeł połykała bezlitośnie wszystko, co się w jej królestwie znalazło obcego."

 Tadeusz Chrzanowski książka „Kresy czyli obszary tęsknot”

niedziela, 28 czerwca 2015

Polesie w poezji

Henryk Weyssenhoff - poleskie błota
 
Polesie
Nieprzemierzone okiem trzęsawisk obszary,
Snują mi się niekiedy, jakby senne mary.

Lasy ciemne i gęste, jak gdyby jaskinie;

Rzeka, co miedzy łozą, a sitowiem płynie;

Uprzykrzonych owadów drużyna skrzydlata
I zielony motylek, ci nad wodą lata;

I ta cisza powietrzna, rzadko przerywana
Ostrym krzykiem żurawia, klekotem bociana,
Albo pluskaniem czółna po spokojnej fali,
Kiedy rybak z więcierzem przemknie się w oddali.

Tajemny jakiś urok w mych oczach obwiewa
Żółte Polesia piaski i ponure drzewa
Czarne, podarte chatki na piasku lub mszarze,
Słomą kryte cerkiewki i wiejskie cmentarze,
Ozdobione jedliną lub sosna pochyłą,
Gdzie sterczy mała chatka nad każdą mogiłą.
 Władysław Syrokomla
Iwan Szyszkin – Polesie

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Jarmark w Janówce według Kraszewskiego

Nowele, Obrazki i Fantazye
Zapraszam na opis jarmarku w Janówce, na Polesiu, pióra Józefa Ignacego Kraszewskiego. Tekst [źródło tekstu] pochodzi z książki "Nowele, Obrazki i Fantazye"[źródło okładki], a także został zamieszczony w książce "Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy", Kraszewski Józef Ignacy, Wyd. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1985r, s. 25-32

Jarmark w Janówce.



Zacznijmy od jarmarku, téj gminnéj uroczystości tak wesołéj, tak charakterystycznej u nas. Na co mamy cyrklować tę książkę wspomnień? idźmy gdzie nas oczy poniosą.
Oto jesteśmy w małéj mieścinie Polesia wołyńskiego Janówce. Mało kto zapewne zna ją, prócz sąsiadów, bo bardzo maleńka, zasuniona w lasy i ustronie, siedzi na piasku cały rok spokojna, a ożywia się dopiéro na wielki jarmark w dzień św. Szymona i Judy w październiku. Należała ona niegdyś podobno do możnéj a dziś upadłéj prawie rodziny Sapiehów. Sławny jéj jarmark przynajmniéj promieniem sześciu mil dokoła ściąga żydów, wieśniaków, ekonomów i drobnych właścicieli z wołami, końmi, lub po woły, konie i t. d. Woły jednakże zowiące się tu wszędzie towarem per excellentiam, wistocie najważniejszą część targu stanowią.




Typowa wieś poleska (fot. J. Szymańczyk, ok międzywojenny,ze zb. J. Szymańczyka)

Nie zachwyca wcale położenie zupełnie poleskie Janówki; trudno aby w niém najbardziéj uprzedzone oko znalazło piękność jaką (jakkolwiek piękność w stosunku do smaku jest względną). To pewna, że trzebaby się urodzić w Janowce, żeby się piękną wydała. Kilkanaście chat na piaszczystém polu rozłożonych, jedna karczma pusta, pusty także a dość obszerny kościół z klasztorom Bernardynów, rynek szeroki, który rok cały trawą zarasta, nim go w październiku wydepczą, kramiki drewniane raz w rok tylko zajęte, młynek mały nareszcie, — wszystko to nie jest malowniczém na równinie i piasku wśród bajrakowatych i pokrzywionych sosen; lecz dzień jarmarku, dzień wielki i uroczysty dla arendarza, nadaje téj pustyni poleskiéj pozór ożywiony i charakterystyczny.


Targ łódek nad Piną

Po wszystkich drogach wiodących do miasteczka, ciągną się furmanki liczne, wozy, bryczki kryte i niekryte, jeźdźcy, pieszaki, budy płócienne nadziewane żydami i rodziny poleszuków, w których twarzy próżno szukasz śladów pomięszanych plemion, jakie dawniéj zajmowały Polesie.
Rynek cały napełnia się aż pod kościół i wylewa aż za płoty. Liczne wozy ściskają się jedne koło drugich, a te, jak łatwo się domyślić, stają się ogniskiem jarmarku, mianowicie przy karczmie, gdzie pożądany spija się mohorycz. Mohorycz jest-to gdzieindziéj zwany borysz, dodatek do ceny towaru, poczastka, bez któréj wieśniak nie przeda nigdy, a gdy go kupujący odmówi, targ nawet zrywa.


Polesie. Przy wieczerzy, 1937 r.
Ku południowi coraz zgiełk się powiększa, ze wszystkich stron słychać żywe rozmowy i najrozmaitsze odgłosy. Tam wół ryczy, tu koń rży i wierzga w bok przechodzącym, piszczą wieprze poprzywiązywane na wozach rzucając się, a wielka liczba kóz, które się tu dobrze płacą, łączy swój głos z tysiącem innych, w których jednak głos pana świata — człowieka, zawsze prawie górę trzyma. Trudno jest odmalować rozmaitość postaci, głosów, rozmów, charakterów, fizyonomij, ubiorów, jaka się tu ściska i kręci. Żydzi z bezmianami na plecach, jak z bronią swoją, włóczą się za lnem, grzybami i woskiem; poleszucy w białych sukmanach z pasami czerwonemi lub z czarnéj skóry, z kalitką, krzesiwem, papużą tytuniu i nieodstępną fajką w zębach, kopcącą co chwila i piliponi w wysokich kapeluszach i ogromnych butach, wzrostem i strojem w tłumie widoczni, żydówki brudne, odarte i chciwe, kobiety poleskie w chustkach z uśmiechem na ustach a kurami na ręku, holenderki w dziwacznych płaszczykach z paskowatych kolorowych spodnic; holendrzy ze swoją rodzimą fizyonomią, cyganie z czarnemi rozczochranemi włosami i t. d. Nareszcie nieocenione figury panów ekonomów w czapkach uszatych, w surdutach szarych, z kijami w ręku, z pogardliwą miną. A wszystko to w niepojętym ruchu i ożywieniu wszystkich części ciała; zacząwszy od pierników i obwarzanków, aż do wołów i koni wszystko się porusza i żyje. Wszędzie brzęczą pieniądze, na twarzach pali się chęć zysku, nadzieja, lub zaspokojona radość.


Józef Chełmoński "Jarmark. Sprzedaż konia", 1888, olej na płótnie,

Pod namiotem nad powózkami zaimprowizowanym wśród rynku, ruski kupiec z Łucka rozwiesza swoje kolorowe towary, zdaleka mile jaśniejące oczom poleszanek. Tu ciśnie się ciekawie i chciwie pożerając oczyma chustki i perkale, żeńska połowa jarmarku, rozwiązuje starannie węzełki dla kupienia niedrogiego stroju ceną kilku kur, lub staréj faworyty kozy, którą już żydek przemyślny zarznął wśród rynku.
Obok przemyślne żydki w kramikach siedząc nie odurzeni natłokiem osób, wrzawą i krzykiem, wszystkich wołają, nęcą, proszą, ciągną do siebie, kłócą się, targują, biją nawet i razem zdają jeszcze resztę, uważając, żeby jak najgładsze oddawać złotówki — z zadziwiającą przytomnością wszechstronną i talentem nieocenionym. Między wielomównym żydem a cichym kupcem ruskim, waha się żeńska połowa; bo żyd ma swoje przyciągnienia sposoby, zna serce ludzkie tradycyonalnie, uczył się go razem z talmudem od ojca, wié szerokie drogi i kręte ścieżki, któremi do niego wejść można, ma tysiąc środków na pokonanie ludzi tak bezbronnych, gdy im chodzi o zrobienie przyjemności sobie. Przyciągając do kupna, łechce próżność, wabi oczy, pociąga serce i durzy głowę nieboraka. Nie jeden sam nie wié dlaczego i na co kupuje, a nie umié się oprzéć urokowi żydowskich zachęceń.


Tadeusz Rybkowski "Jarmark w Przemyślu", Lwowska Galeria Sztuki, Lwów

— Nu! czy to ty zginiesz, jak kupisz! aj wéj! tak mała rzecz! Tu wasza ekonomowa kupowała ten sam cyc i drożéj zapłaciła, a ja wam taniéj oddam po znajomości. Bodajbym zginął, kiedy nie na stratę. Ale to reszta. Albo to ty nie możesz tego miéć co ekonomowa? a wéj! a ty siebie nie poznasz, jak się ubierzesz? Nu! nu, bierz, już ja odmierzył, na, masz!
— Kiedy nie ma pieniędzy.
— Jak to nie ma? to może ty co masz na przedaż, czy to ty nic nie przedał? i t. d. A podusznego przysięgli poczekają, ty jeszcze zbierzesz, a wéj!
Nieco daléj kupa sukman, świtek, burek, płaszczów, przy wielkiéj skrzyni leżąca otoczona jest gromadą kupujących, którzy się dziwią sobie ubrawszy się, i uśmiéchają na zwodnicze pochwały przedającego.
— A! a! ty inszy człowiek! to ty dom kupujesz nie suknią, a jaka ciepłość, a jaka to moc, a wéj! Nu, co ty targujesz, ja tylko dla ciebie za tę cenę przedaję. Ty stary znajomy! nu, nu, bierz a plać!
Trochę daléj znowu, stoi wóz z kożuchami, gdzie podobna powtarza się scena. Za nim drugi, nad którym wytknięto wysoką tyczkę z parą butów; ten jest sklepem naprędce urządzonym rozmaitego obuwia, gdzie bogatsi poleszucy długie czarne, za kolana zachodzące buty kupują.
Tuż druga tyczka nad wozem wywieszona wysoko z roztrzepaną papużą tytuniu wabi wieśniaków do ulubionego im przysmaku.
Wielki sklep czapek rozmaitych, rozwieszony na ścianie karczmy, zachwyca chłopów, otwierających przed nim gęby. Stoją przed nim w swoich obdartych białych czapeczkach sukiennych lub wyszarzanych barankowych, pretendenci do nowych próbują, patrzą, zaglądają; uśmiechają się, naradzają, a kupiwszy wreszcie odchodzą, ciesząc się, poprawując i oglądając się, czy cały jarmark patrzy na ich nową czapkę. To tak samo jak w Warszawie.
Daléj jeszcze w szynku dymią się ogniska, koło których jesienném zimnem skosniałe ręce grzeją poleszuki i fajeczki swoje zapalają i garnki przystawują, śpiewając wesoło. Poleszuk bowiem gdziekolwiek stanie, cokolwiek robi, tak lubi ogień i dym, że w lipcu nawet zapala ognisko przez nałóg, a razem dla ulubionéj swojéj fajki, która mu ciągle gaśnie. Pod ściśnionemi w rynku wozami, leżą długie trąby drewniane osikowe, których przeznaczenia trudno obcemu na piérwszy rzut oka odgadnąć. Są to dymniki czyli kominy chat poleskich, które pijani śmiejąc się armatami nazywają. W wozach same gospodynie na workach siedząc, czekają kupców, a gospodarze najczęściéj w karczmie siedzą lub za pokupką się włóczą. Nie małym towarem są tu koła obodne, łyka na postoły, łapcie czyli kurpie, które pękami powiązane wiszą na wozach.
U płotów stoi większa część wołów przeznaczonych na przedaż, żując chciwie zarzuconą im garść słomy; koło nich kręcą się żydki i panowie wolarze. Droga idąca od młynka do klasztoru zowie się uliczką końską, przez nią nieustannie chłopi ze swojemi chmyzami, ekonomowie z odpasionemi kalekami, żydzi z wypracowanemi szkapami przejeżdżają się klaskając z bicza. Kiedy niekiedy targ ich zatrzymuje, znawca opatruje, maca gruczołków pod gardłem, ogląda nogi, zęby, uśmiecha się i targuje.
A w targu jest sztuka i wielka sztuka. Kto nie umié kupować, ten i przepłaciwszy nie kupi, trzeba miéć doświadczenie i zimną krew kupca z profesyi, żeby dobrze kupić, a nadewszystko potrzeba cierpliwości. Nawet strój właściwy przykłada się do dobrego kupna, bo kupiec powinien być dosyć obszarpany, w baraniéj czapce, z kijem w ręku i minę mieć zbiednioną. Zwyczajny targ od trzeciéj części ceny się zaczyna i zarywa na kłótnią, która powoli potém się uśmierza, aż do ugody przyjdzie!
Ku południu zwiększa się liczba ichmościów, którzy z fajkami w ustach, z laskami w ręku, najpoważniejszą część jarmarku stanowią, pań także i panienek kapeluszowo-szlafrokowych, które się niespokojnie oglądają, czy kto młody przystojny na nie nie patrzy. Niektóre fizyonomie dobrze dokonana przedaż ożywia, inne dobre kupno, inne jeszcze dobry trunek, smutnie tylko ziewają ci, którym na wyjezdném z domu stara baba z próżném wiadrem przeszła drogę, i którzy dlatego nic zrobić na jarmarku nie mogli.

Powrót z jarmarku - A. Wierusz

Na końskiej uliczce koło wołów, ku wieczorowi dopiéro brzęczą pieniądze, bo każdy kupujący w nadziei, że przedający spuści z ceny, czeka z kupnem do wieczora. Wieczorem obraz jarmarku całkiem się odmienia.
Jak wszystko, co się kończy, jak bal, gdy świéce gasną, jak gra, gdy stolik odstawują, jak wszelki szał, gdy po nim tylko usta spalone zostaną, tak i jarmark smutny jest przy końcu. Niestety! wszystko się kończyć musi.
Tam pijani pokrwawieni trochę, lub tylko pobłoceni taczają się z babami, za ręce trzymając i śpiewając chrypliwie, powoli i cicho. Żydzi śpiesznie pakują resztę towarów, zmiérzch pada. W karczmie rozbite kieliszki i szklanki, pobluzgane stoły; błota pełno, pijacy śpią pod ławami. Na rynku drzemią przygasłe ogniska, walają się szczątki jadła, stare łapcie i szmaty, tam i owdzie krew zabitych baranów psy liżą spokojnie. Koło płotów znać po śladach woły, których już nie ma, kołki z nich powyrywane, gdzieniegdzie wytratowana ziemia, tam coś rozsypanego, tam rozlanego. Po drodze wozy różnie sprzężone końmi, wołami, wracają. Wszyscy weseli, bo wszyscy prawie pijani prócz żydów. Cygan z żoną i synową, czarny, zasmolony, odarty, któremu koszula przez kożuch z boku wygląda, gada jeszcze w kącie z chłopem, tajemnie i pocichu. Ten czapkę nową nasunąwszy na uszy, z fajką zagasłą w zębach, z krzesiwem w ręku, które z kalitki dobył, krzesze ogień po palcach i skrzesać nie może. Dwie cyganki z czarnemi włosami, a białemi zębami otaczają go ze dwóch stron i gładząc pod brodę starają się przekonać.


Józef Chełmoński
"Jarmark na Kresach", olej na płótnie,

Wszystko się pakuje, wyjeżdża i śpieszy do domu, przed chatami mieszczan żegnają się z niemi ich krewni, powinowaci, kumy, swaty i znajomi, ze wsi sąsiednich, całują się i rozchodzą. Ta scena jest najczystsza i najczulsza ze wszystkich obrazów jarmarkowych.
— Dziękujem za wszystko — wołają odchodząc.
— Wybaczajcie — odpowiadają gospodarze.
Dobrze wybaczyć najadłszy się! — Jest-to dosłowna forma dowcipnéj odpowiedzi, którą sto razy śmiechem naiwnym i prostym przyjmują i zawsze jak gdyby nową. Poczém gospodarze ukłony jeszcze z daleka przesyłając, wracają do chaty. A może ciekawi jesteście jak siedziba poleszuka zamożnego wygląda?
Podwórko otoczone jest chléwkami różnego kształtu i wielkości, błotniste, ścieżką wydeptaną przedzielone, prowadzącą do sieni, w których duży wieprz karmny poufale chodzi i mruczy, znając, że jest faworytem domu. Kilka kur sadowi się na belce do snu i trzepiocze układając skrzydła.
Przez wysoki próg wchodzi się do białéj izby, izby paradnéj, gdzie jest piec, na którego przodzie palą się skałki smolne, koło pieca ława, w głębi poczęte krosna, kołyska dziecka i stół także otoczony ławami. Ściany dokoła opasują ławy. Ku drzwiom stoi ceber, rażka, garnki na półkach i kwarta stara. W głębi, w kątku pod obrazem dzieża chlebna szanowna, poważne zajmuje miejsce pod opieką błyszczącej N. Panny roztaczającéj nad nią swój płaszcz gwiaździsty.
Nade drzwiami i oknami krzyże i symboliczne słowiańskie charaktery wejścia wszelkiemu złemu bronią, wycięte pobożną ręką dziaka, który dla wiecznéj pamiatki dodał na średniéj belce rok 1790.
Próżnoby tu kto szukał śladu podłogi, nie ma jéj, tylko ubita ziemia. Okna maleńkie, w części z okrągłych szybek złożone, a przemyślny gospodarz ściany swoje czysto wybielone, glinką żółtą do połowy od spodu, żeby mu nowej świty nie bieliły, pociągnął.
Na ławie pod piecem siedzi stara kobieta z fajeczką w zębach, z oczyma wlepionemi w garnki, koło drzwi szczepie drewka wysoki parobek z fajką także, młoda kobieta kołysze dziecko, drzémie i śpiéwa.
Takie jest wnętrze chaty Janowskiéj.
Tymczasem na drodze wiodącej ku młynkowi, rozmijają się bryczki, wózki, konni i wszystko opuszcza miejsce jarmarku, na cały rok puste znowu jak przedtém, aż do św. Szymona i Judy.

1839.



środa, 29 kwietnia 2015

Polskie groby na Białorusi - Chorążyczewscy

Maria Zadarnowska i Gracjan Chorążyczewski
Maria Zadarnowska, urodziła się w 1912 roku w Zadarnowie. Była córką Kazimierza Zadarnowskiego (12.X 1879-20.III01943) i  młodszej o 10 lat Antoniny Jahołkowskiej (9 V 1889-24.V 1945) ze wsi Jahołki, córki Józefy i Jana Jahołkowskich. 

Kazimierz i Antonina pobrali się około 1910 lub 1911 roku. Mieli troje dzieci, dwóch synów: Józefa i Ludwika oraz córkę Marię.



Maria Zadarnowska i Gracjan Chorążyczewski

 W 1930 roku Maria poślubiła Gracjana Chorążyczewskiego zastępującego wójta w gminie Nowosiółki. 


Maria Chorążyczewska z domu Zadarnowska

Gracjan Chorążyczewski




















Syn Marii i Gracjana, Leonard Chorążyczewski, urodził się w 1932 roku. Żył dwa latka, zmarł 18 III 1934 roku. W tym czasie Maria była coraz bardziej chora na gruźlicę, w tamtych czasach była to choroba nieuleczalna. Pomimo leczenia poprzez zmianę klimatu umarła 12 VIII 1936 roku w wieku 24 lat (dwa lata po śmierci synka).

Leonard Chorążyczewski, żył dwa lata
Po prawej stronie grób Leonarda, z tyłu jego matki. Po lewej nagrobek prababki Leonarda, Elżbiety Zadarnowskiej z domu Grodzkiej.



Nagrobki około 1936 roku i w 2010 r.

Gracjan nadal sprawował funkcję wójta w Nowosiółkach i ożenił się po raz drugi. Prawdopodobnie zginął we wrześniu 1939 roku. 
Zdjęcie "z pracy" otrzymałam od pana Zbigniewa K., który poszukuje informacji o swojej rodzinie. Gracjan Chorążyczewski pracował razem z ojcem tego pana w gminie Nowosiółki. Poniżej na zdjęciu Gracjan, w jasnym ubraniu, na dole, po lewej stronie.




Кобрин на современных фотографиях


Nagrobki znajdują się na cmentarzu chrześcijańskim w Kobryniu - wpis na jego temat oraz mapka jest TUTAJ.

piątek, 24 kwietnia 2015

Polskie groby na Białorusi - Lassotowie

Nagrobki znajdują się na cmentarzu chrześcijańskim w Kobryniu - wpis na jego temat oraz mapka jest TUTAJ.


 Ś. P.
KAZIMIERZ LASSOTA
UR. 1878 ZM. 20 II 1919

Ś. P. 
AGATA Z JARMOŁOWICZÓW
LASSOTA
ŻYŁA LAT 74
ZM. D. 17 / IV 1922.
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI




Ś. P. 
LEON LASSOTA
Z TRZCINKOWSZCZYZNY
ZM. 10 II 1930 LAT 86
Pokój Jego duszy


Ś. P. 
STANISŁAW
LASSOTA
ŻYŁ LAT 11 ZM. 15 GRUDNIA 1914 R.

Ś. P.
HELENA 
LASSOTA
ŻYŁA LAT 15 ZM. 22 LIPCA 1921 R.
UKOCHANYM DZIECIOM RODZICE





Napis na postumencie:

Ś. P. 

SALWINA Z ZADARNOWSKICH
LASSOTA
ŻYŁA LAT 66 ZM. 27 LIPCA 1942 R.
POKÓJ JEJ ZACNEJ DUSZY






Józef Zadarnowski i Elżbieta Grodzka to rodzice: Kazimierza (mojego pradziadka) , Marii po mężu Zarzeckiej i Salwiny po mężu Lassota.

Córką Kazimierza była Maria Chorążyczewska z domu Zadarnowska, synowie to Józef Zadarnowski (mój dziadek) i Ludwik Zadarnowski.

piątek, 17 kwietnia 2015

Polskie groby na Białorusi - Niedźwieccy

Nagrobki znajdują się na cmentarzu chrześcijańskim w Kobryniu - wpis na jego temat oraz mapka jest TUTAJ.




 Ś. P. 
STANISŁAW
NIEDŹWIECKI
ŻYŁ LAT 74
ZM. 18 II 1939 R.
POKÓJ JEGO DUSZY

Ś. P. 
MALWINA
NIEDŹWIECKA
ŻYŁA LAT 6?
ZM. 28 II 1940 R.
POKÓJ JEJ DUSZY

piątek, 10 kwietnia 2015

Polskie groby na Białorusi - Lucjusz Szutkowski, Piotr Kraczko, Stefania z Bułhaków Walicka

Piotr Kraczko
Nagrobki znajdują się na cmentarzu chrześcijańskim w Kobryniu - wpis na jego temat oraz mapka jest TUTAJ.


Ś. P.
PIOTR KRACZKO
ŻYŁ  57 L.







Lucjusz Szutkowski


Ś. P.
LUCJUSZ SZUTKOWSKI
ŻYŁ LAT 50
ZM. 4 LIST. 1933 R.
POKÓJ JEGO DUSZY

Lucjusz Szutkowski


TU
SPOCZYWAJĄ ZWŁOKI
Ś. P.
STEFANII Z BUŁHAKOW
WALICKIEJ

ZM. 23 WRZEŚNIA 1882 R.
ŻYŁA LAT 41

PRZECHODNIU WZNIEŚ
POBOŻNE WESTCHNIENIE
ZA SPOKÓJ JEJ DUSZY




Anioł na nagrobku Stefanii z Bułhaków Walickiej

piątek, 3 kwietnia 2015

Polskie groby na Białorusi - Laskowska Wincenta z Orzeszków

Nagrobki znajdują się na cmentarzu chrześcijańskim w Kobryniu - wpis na jego temat oraz mapka jest TUTAJ.


Ś. P.
WINCENTA
Z ORZESZKÓW
LASKOWSKA
 zm. 20 października 1910 r.
w wieku lat 74
TĘ SMUTNĄ PAMIĄTKĘ POŚWIĘCA
NIEULULONA W ŻALU DROGIEJ I
NIEOCENIONEJ OPIEKUNCE
WDZIĘCZNA WYCHOWANKA
SPOKÓJ TWEJ DUSZY
MOJA JEDYNA


Znalazłam takie informacje:

"Feliks ożenił się z Florentyną z. d. Orzeszkówną i miał z tego małżeństwa pięcioro dzieci: trzech synów i dwie córki. Najstarszym synem był Piotr /mąż Elizy Orzeszkowej/, Bronisław, który zmarł tragicznie bezpotomnie, Florenty /pradziad autora niniejszej strony/, Felicja /Glindzicz/ i Wincenta /Laskowska/. Trzej bracia byli właścicielami kilku majątków leżących w okolicy Drohiczyna Poleskiego o łącznej powierzchni około 30 tysięcy hektarów.

Córki Feliksa i Florentyny Orzeszko: Felicja i Wincenta wyszły za mąż: Felicja za Glindzicza, a Wincenta za Laskowskiego. O dalszych losach sióstr nic nie wiadomo." [źródło]


Zatem Wincenta to siostra pierwszego męża Elizy Orzeszkowej, Piotra.